Kinofilizm zaawansowany czyli o bez wątpienia najcudowniejszym uzależnieniu na świecie.

niedziela, 27 kwietnia 2014

Historia utraconej miłości czyli "Samotny mężczyzna" Toma Forda.


Czy kiedykolwiek, będąc w stanie zakochania, zastanawiamy się co by się stało, gdyby nagle osoba, którą kochamy odeszła na zawsze? Zwykle odrzucamy takie myśli, przyjmując uproszczoną wersję, że będziemy żyć wiecznie. Niestety, życie płata różnorakie figle.


"Samotny mężczyzna" w reżyserii Toma Forda swoją premierę miał w 2010 roku, w rolę główną wcielił się znakomity Colin Firth ("Dziennik Bridget Jones", "Duma i uprzedzenie").

Film opowiada historię pewnego homoseksualnego profesora, którego partner ginie w wypadku samochodowym. George Falconer (Colin Firth) musi stawić czoło nowej rzeczywistości, w której musi poradzić sobie bez wsparcia ukochanej osoby. Czuje się okropnie, planuje popełnić samobójstwo. Z pomocą przychodzi mu dawna przyjaciółka, Charley (Julianne Moore), dzięki której bohater zaczyna powoli otwierać się na otaczający go świat.
"Samotny mężczyzna" nie jest historią łatwą. Ci, którzy widzą w nim jedynie rozterki zakochanego faceta, grubo się mylą. Ford serwuje nam wspaniały obraz ludzkich uczuć w momencie wystawienia ich na okrutną próbę. Jest to film, podczas oglądania którego widz zamiera. Zdaje sobie sprawę, że Falconer tak naprawdę mógłby być każdym z nas. "Samotny mężczyzna" emanuje ekspansją prawdziwych uczuć, których szkołę Firth, przygotowując się do roli, opanował do perfekcji. Chwilami widz może zupełnie zapomnieć, że to, na co patrzy nie dzieje się naprawdę. Naturalizm oraz uniwersalność tematu sprawia, że oglądając, wczuwamy się w życie bohaterów, jakby byli oni naszymi najbliższymi przyjaciółmi. Zaskakuje nas również estetyką, ciekawie zarysowanymi postaciami. Porusza temat homoseksualizmu, który przez wielu do dzisiaj traktowany jest po macoszemu, niektórzy boją się dotykać tego tematu, unikają jakichkolwiek z nim powiązań.
Produkcja dla mnie jest idealna w każdym calu. Poprzez piękną scenerię, kostiumy (jestem fanką chłopaka, który został ucharakteryzowany na James'a Dean'a!) i oczywiście przecudowny klimat. Na pierwszy rzut oka możemy wywnioskować, iż reżyser jest również projektantem. Każdy detal został dopracowany, wszystko jest na swoim miejscu. Brak tutaj zbędnego patosu, który jest zmorą wielu filmów o utraconej miłości. To właśnie czyni „Samotnego mężczyznę” dziełem niepowtarzalnym. 

"Samotny mężczyzna" nie jest jednak wyśmienitą ucztą jedynie dla oka. Równie genialna jak fabuła jest ścieżka dźwiękowa, która wprowadza widza w stan refleksji oraz sprawia, że oddziaływanie produkcji na jego uczucia jest jeszcze większe. Abel Korzeniowski wykonał kawał dobrej roboty. Osobiście bardzo chętnie wracam do soundtracku z tego właśnie filmu. 
Szukając lekkiego filmu na leniwy wieczór, odradzałabym “Samotnego mężczyznę”. Jeśli jednak pragniecie zetknięcia się z filmem z najwyższej półki, dającym do myślenia – nie zawiedziecie się. Jak dla mnie 9,5/10. 

 źródła: kinofil.pl , ipla.tv, horrorstory.blox.pl