Kinofilizm zaawansowany czyli o bez wątpienia najcudowniejszym uzależnieniu na świecie.

czwartek, 29 maja 2014

Charlie musi umrzeć - recenzja



„Charlie musi umrzeć” jest debiutem reżyserskim Fredrika Bonda. Film jest stosunkowo nowy, premierę miał w roku 2013. W rolach głównych prócz Shii LaBeouf'a znajdziemy Evan Rachel Wood i Madsa Mikkelsena. Dla fanów sagi o Harrym Potterze przydatna może być również informacja, że niewielki udział w produkcji ma również Rupert Grint.


Charlie (Shia LaBeouf) po śmierci matki wyjeżdża do Bukaresztu. Decyzję o wylocie podejmuje spontanicznie, jedzie tam bez wytyczonego celu, zdany tylko i wyłącznie na siebie. Już podczas podróży samolotem spotyka go niemiła sytuacja – pasażer zajmujący miejsce obok niego umiera. Młody chłopak jest przerażony, jednak zmarł prosi go o pewną przysługę. Charlie zobowiązuje się odnaleźć córkę mężczyzny i wręczyć jej upominek, który ten kupił jej w Chicago – śmieszną, wełnianą czapkę. Charlie zakochuje się w dziewczynie od pierwszego spotkania na lotnisku. Gdy dowiaduje się, że Gabi (Evan Rachel Wood) jest związana z miejskim gangsterem Nigelem (Mads Mikkelsen) nie przeraża się tylko walczy o swoją miłość, nie przejmując się konsekwencjami płynącymi z jego intymnych relacji z wiolonczelistką.


Do filmu podeszłam z pewną dozą sceptycyzmu. Jak talent Mikkelsena bardzo sobie cenię, to niestety o panu LaBeouf'ie powiedzieć tego nie mogę. Jakże mile zaskoczona byłam już po pierwszych minutach projekcji. Spodziewałam się Shii jako ładnego, miłego chłopczyka, który źle lokuje swoje uczucia i cierpi – zupełnie się myliłam. W tej roli nastąpiło zupełne zerwanie aktora z krążącymi na jego temat stereotypami. Bardzo się cieszę, że mogłam zobaczyć go w dojrzałej, ambitnej roli.  


Film balansuje na krawędzi dramatu, sensacji oraz romansu. Wszystko przedstawione w specyficzny sposób, nadający produkcji baśniowości i artyzmu. Oglądając, nie brakowało mi absolutnie niczego. Wątki idealnie łączą się ze sobą, następnie zamykane są w przemyślany, pozbawiony chaosu sposób. Widz czuje płynącą z tego filmu perfekcję. Fabuła nie należy do przewidywalnych, co dla lubiących filmy pozbawione schematów również może być bodźcem, który zachęci do sięgnięcia po ten właśnie film. Klamrą, która spina wszystkie atuty tego filmu jest bardzo dobra muzyka, nie znajdziemy tutaj ckliwych ballad czy fortepianowych wstawek. Osobiście do soundtracku nie wrócę ale wiem, że wielu osobom przypadnie do gustu.

Filmem jestem bardzo mile zaskoczona, nie planowałam nawet poświęcać mu notki na tym blogu, jednak teraz nie darowałabym sobie tego, gdybym pominęła tak dobry tytuł. Polecam absolutnie wszystkim zarówno fanom filmów akcji jak i dramatów czy komedii.