„Charlie musi umrzeć” jest
debiutem reżyserskim Fredrika Bonda. Film jest stosunkowo nowy,
premierę miał w roku 2013. W rolach głównych prócz Shii
LaBeouf'a znajdziemy Evan Rachel Wood i Madsa Mikkelsena. Dla fanów
sagi o Harrym Potterze przydatna może być również informacja, że
niewielki udział w produkcji ma również Rupert Grint.
Charlie (Shia LaBeouf) po śmierci
matki wyjeżdża do Bukaresztu. Decyzję o wylocie podejmuje
spontanicznie, jedzie tam bez wytyczonego celu, zdany tylko i
wyłącznie na siebie. Już podczas podróży samolotem spotyka go
niemiła sytuacja – pasażer zajmujący miejsce obok niego umiera.
Młody chłopak jest przerażony, jednak zmarł prosi go o pewną
przysługę. Charlie zobowiązuje się odnaleźć córkę mężczyzny
i wręczyć jej upominek, który ten kupił jej w Chicago –
śmieszną, wełnianą czapkę. Charlie zakochuje się w dziewczynie
od pierwszego spotkania na lotnisku. Gdy dowiaduje się, że Gabi
(Evan Rachel Wood) jest związana z miejskim gangsterem Nigelem (Mads
Mikkelsen) nie przeraża się tylko walczy o swoją miłość, nie
przejmując się konsekwencjami płynącymi z jego intymnych relacji
z wiolonczelistką.
Do filmu podeszłam z pewną dozą
sceptycyzmu. Jak talent Mikkelsena bardzo sobie cenię, to niestety o
panu LaBeouf'ie powiedzieć tego nie mogę. Jakże mile zaskoczona
byłam już po pierwszych minutach projekcji. Spodziewałam się Shii
jako ładnego, miłego chłopczyka, który źle lokuje swoje uczucia
i cierpi – zupełnie się myliłam. W tej roli nastąpiło zupełne
zerwanie aktora z krążącymi na jego temat stereotypami. Bardzo się
cieszę, że mogłam zobaczyć go w dojrzałej, ambitnej roli.
Film balansuje na krawędzi dramatu,
sensacji oraz romansu. Wszystko przedstawione w specyficzny sposób,
nadający produkcji baśniowości i artyzmu. Oglądając, nie
brakowało mi absolutnie niczego. Wątki idealnie łączą się ze
sobą, następnie zamykane są w przemyślany, pozbawiony chaosu
sposób. Widz czuje płynącą z tego filmu perfekcję. Fabuła nie
należy do przewidywalnych, co dla lubiących filmy pozbawione schematów również może być bodźcem, który zachęci do
sięgnięcia po ten właśnie film. Klamrą, która spina wszystkie
atuty tego filmu jest bardzo dobra muzyka, nie znajdziemy tutaj
ckliwych ballad czy fortepianowych wstawek. Osobiście do soundtracku
nie wrócę ale wiem, że wielu osobom przypadnie do gustu.
Filmem jestem bardzo mile zaskoczona,
nie planowałam nawet poświęcać mu notki na tym blogu, jednak
teraz nie darowałabym sobie tego, gdybym pominęła tak dobry tytuł.
Polecam absolutnie wszystkim zarówno fanom filmów akcji jak i
dramatów czy komedii.