Kinofilizm zaawansowany czyli o bez wątpienia najcudowniejszym uzależnieniu na świecie.

środa, 9 kwietnia 2014

Parodia "Wojny i Pokoju" ? Takie rzeczy tylko u Allena.

Źródło: www.ernst-haas.com




Film "Miłość i śmierć" pochodzi z 1975 roku. Czasów (moim skromnym zdaniem) najlepszych, najcudowniejszych i najpiękniejszych dzieci Woody'ego (starczy jeden tytuł: "Annie Hall", phi, nawet nie potrzeba wspominać o "Manhattanie"!).  

Jakieś skojarzenia? Po obejrzeniu pierwszych kilku minut przyszło mi do głowy jedno: Wojna i Pokój. Przyznaję, tomiska nie czytałam, ekranizację z A.Hepburn oglądałam jednym okiem jednak ten klimat nie pozwala pozostawiać jakichkolwiek złudzeń. Rosja, odległe czasy wojen napoleońskich, Bonaparte = wróg publiczny numer jeden. Poznajemy Borysa - typowego kozła ofiarnego i pośmiewisko całej wsi. Ciężko radzi sobie z najprostszymi życiowymi czynnościami i (a jakże mogłoby być inaczej!) jest nieszczęśliwie zakochany.


Iskierka nadziei pojawia się, gdy wybranka jego serca (w tej roli cudowna Diane Keaton) doznaje zawodu miłosnego. Zamiast Borysa jednak wybiera odrażającego sprzedawcę śledzi. Ten, przygnębiony i przybity rzuca się w wir wojen napoleońskich.

Co będzie dalej? Zobaczycie sami, emocje i salwa śmiechu gwarantowane!

Takiego Allena lubię najbardziej. Facet w tym filmie zachowuje ogromny dystans do siebie i do otoczenia. Nie zawahał się zagrać roli takiej a nie innej, ba! Nawet wydaje mi się, że być może stworzył ją tylko i wyłącznie z myślą o sobie. Bez względu na to, czy moja hipoteza jest prawdziwa czy nie - strzelił w dziesiątkę. Zabawnie pomieszał starorosyjskie realia, sposób myślenia z rodzajem rzeczywistości świata w latach 70 ubiegłego wieku.  

Postać Borysa wzbudza w nas za razem poczucie sympatii jak i pewnego rodzaju żalu. Jego platoniczna miłość do przyjaciółki z dzieciństwa sprawia, że mamy ochotę wziąć go do domu, przytulić i przygotować ciepłe kakao na pocieszenie. Ale Borysowi nie brakuje również zalet! Uważa siebie za świetnego kochanka – głównie dzięki temu, że często zdarza mu się ćwiczyć w samotności.

Dodatkowym plusem produkcji jest symboliczne przedstawienie śmierci, które wręcz zahacza o groteskę, jako wysokiej postury postaci mającej na sobie białe prześcieradło. Ludzie z natury boją się śmierci. Jednak Allen serwuje nam ją w sympatyczny sposób. Wielu z nas zapewne chciałoby spotkać ją właśnie w takiej wersji.





I nie, wcale nie trzeba zaczytywać się namiętnie w prozie Dostojewskiego czy Tołstoja aby w pełni zrozumieć przesłanie tej komedii. Jedno jest pewne - będę do niej wracać jeszcze wiele razy.