Kinofilizm zaawansowany czyli o bez wątpienia najcudowniejszym uzależnieniu na świecie.

czwartek, 10 kwietnia 2014

Comiesięczne rozgrzeszenie, odcinek 1, marzec 2014.

Pisałam wcześniej, że marcowy post, mimo iż z lekka przestarzały się pojawi. W pierwszym poście z cyklu comiesięcznych rozgrzeszeń postanowiłam stworzyć zestawienie pięciu filmów, które widziałam w ubiegłym miesiącu, a które wywarły na mnie jakieś (niekoniecznie dobre!) wrażenie.



Kolejność filmów jest absolutnie przypadkowa.

Marzec 2014 



1. "Samotny mężczyzna" - Pozycja, która chodziła mi po głowie od dłuższego czasu, no i nareszcie w zeszłym miesiącu film ten miał w moim sercu swoje "5 minut" (a może nawet i 15!). Wspaniała, momentami lekko przygnębiająca, smutna i poruszająca historia utwierdzająca nas w fakcie, że bez miłości człowiek usycha. Genialna rola Firth'a. Owacje na stojąco.






2. "Rozważna i romantyczna" - Przyznam szczerze, że zarówno do powieści Jane Austen jak i ich ekranizacji podchodzę z pewną dozą niepewności. Moim zdaniem (i tutaj mam nadzieję nie narazić się zbytnio zagorzałym fanom tej pisarki) opowieści jej autorstwa nie porywają fabułą, niespodziewanymi zwrotami akcji. Z tym filmem było jednak inaczej. Mimo tego, że po kilkunastu minutach wywnioskowałam, jak film się skończy, wiernie kibicowałam Elinor.







3. "Oświadczyny po irlandzku" - Miałam taką chwilkę, kiedy moja chcica na komedię romantyczną była tak ogromna, że bez wahania rzuciłam się w wir zabawnych a niekiedy dosyć pustych tytułów by znaleźć perełkę. No i się udało. Świetnie zrealizowana historia  miłosna, urzekająca nie tylko całkiem niezłą, jak na banalną komedię romantyczną, grą aktorską ale również i irlandzkimi krajobrazami.




4. "Obława" - Jest to dość mało znany francuski film opowiadający wstrząsającą historię francuskich żydów, którzy zostali poddani obławie podczas II wojny światowej i wywiezieni do obozów zagłady. Historia bardzo wzruszająca i ujmująca. W rolach głównych genialni Melanie Laurent oraz Jean Reno. Gorąco polecam.




  5. "Co jest grane, Davis?" - produkcja moich ukochanych ulubieńców, braci Coen. Nie mogę powiedzieć, że po seansie poczułam się zawiedziona. Po prostu miło się to ogląda, tyle w temacie.

btw. Kot zasługuje na Oscara!