Kinofilizm zaawansowany czyli o bez wątpienia najcudowniejszym uzależnieniu na świecie.

wtorek, 15 kwietnia 2014

Skandynawska opowieść o działaniu przypadku - "Hawaje, Oslo"




Ostatnio miałam okazję oglądać dramat obyczajowy produkcji duńsko-norwesko-szwedzkiej  pod tytułem "Hawaje Oslo".  Reżyserem filmu jest Erik Poppe. Podczas projekcji można się bardzo zdziwić, ile te pozornie oddalone o tysiące kilometrów od siebie rejony mają wspólnego.

    "Kim jest ta osoba, która decyduje o tym, kto ma żyć a kto nie?" 

Akcja filmu ma miejsce podczas najgorętszego dnia w Oslo. Dramat opowiada historię kilku osób, które zmierzają się ze swoimi życiowymi problemami i cierpieniami. Tematyka pozornie może wydawać się błaha. Para porzuconych dzieci, zamknięty w szpitalu psychiatrycznym młody chłopak, rodzice walczący o życie ich nowonarodzonego dziecka. Osoby te nie mają ze sobą nic wspólnego jednak ich losy poprzez przypadkowe zrządzenia splatają się. 

Na początku poznajemy Leona, młodego chłopaka ze skłonnościami do kleptomanii. Nadchodzi dzień jego urodzin. Wierzy, że tego dnia spotka się ze swoją dawną miłością, z którą łączy go pewnego rodzaju pakt. W tym samym czasie pozwolenie na wyjście na przepustkę z więzienia dostaje jego brat. Opiekun Leona miewa prorocze sny, w jednym z nich widział śmierć swojego przyjaciela. W nocy poprzedzającej ważny dzień chłopak jednak znika z placówki...


Pierwsza rzecz, jaka rzuciła mi się w oczy podczas oglądania tej produkcji to emanujący zewsząd chłód. Rzeczywiście, coś jest w tych skandynawskich filmach co trochę dziwi ale tym samym przyciąga. Reżyser pokazuje nam  świetnie zrealizowany dramat społeczny, w którym, mimo sporej ilości wątków i zdarzeń, wszystko jest na swoim miejscu, widz raczej nie powinien mieć trudności w odróżnieniu ich. Jednak niektóre osoby mogą odczuć znużenie. 

Film mogłabym porównać do domku z kart - gdy strącimy jedną, natychmiastowo tracimy całą "budowlę". "Hawaje, Oslo" jest idealną budowlą postawioną na solidnych fundamentach, takich jak całkiem dobry montaż, gra aktorska czy (a tutaj polecę małą prywatą) pewne polskie akcenty. Bohaterowie  nie kryją się ze swoimi uczuciami, dzięki czemu łatwiej im stawiać czoła trudnym sytuacjom. 

Widz przez większość filmu ma wrażenie, że reżyser chce koniecznie przekonać go do swojego zdania na temat życia i śmierci. Według niego człowiek jest tylko marną istotą. marionetką w rękach przypadku. Jednak przed samymi napisami końcowymi jesteśmy świadkami ukazania idealnej antytezy tego poglądu. Tym samym film chcąc nie chcąc, zmusza nas do refleksji. Zadajemy sobie pytanie: jak to właściwie jest? . 

Filmu nie polecam komuś, kto szuka czegoś lekkiego na leniwe popołudnie. Jeśli jednak potrzebujecie czegoś głębokiego, pełnego życiowych sytuacji a zarazem odbiegającego od banału - nie zawiedziecie się.


źródła: www.filmmovement.com ; www.a-film.nl